Trochę mi wstyd, że tak długo zajęło mi przygotowanie drugiego epizodu przygód z Freedomem.
Jeszcze większy, ponieważ postępy prac nie są duże. Mógłbym zwalić to na życie, pracę i problemy techniczne. Jest to w sporym stopniu prawda, jednak w pewnym momencie pojawiło się też zwyczajne lenistwo. Nie czuję dumy, ale nie jest to główny temat tego tekstu.
W tym przydługim i nie wprowadzającym zbyt wiele wstępie, chciałbym was również poinformować, że muszę wstrzymać jakiekolwiek prace nad darowanym mi przez Arka modelem. Przez najbliższe dwa miesiące będę pracował nad morzem, co równa się temu, że nie będę miał czasu i warsztatu, żeby móc spokojnie pracować nad tą maszyną. Dosyć prywaty i tłumaczenia się, czas na danie główne, czyli trochę tekstu i zdjęć.
Rekonstruowanie części to ciężka praca, której poziomu skomplikowania się nie przewidziałem. Spodziewałem się, że nie wszystko będzie szło gładko i jak po sznurku. W ciągu tych kilku miesięcy od ostatniego wpisu na temat A.R.C. Freedom zmieniłem kilka elementów koncepcyjnych i technologicznych.
Zacznę od strony technologicznej, bo jest ciekawa, jednocześnie dosyć krótka. W poprzednim epizodzie opisywałem wam metodę kopiowania części przy pomocy Miliputu oraz Oyumaru. Tworzyłem proste formy odlewnicze, które wypełniałem dwuskładnikową masą plastyczną. Założenia były dobre, a prototypowe elementy, które wychodziły z formy – na pierwszy rzut oka – zadowalające. Jednak próby obróbki kończyły się uszkodzeniami części. W prostych słowach, elementy z Miliputu były bardzo kruche i bardzo łatwo łamały się. Pojawił się również problem dobrania odpowiedniej ilości mieszanki, aby uniknąć uciążliwych nadlewek. Elementy były ciężkie i niejednokrotnie dużo grubsze niż wzorce. Prowadziło to do problemów ze spasowaniem części dorobionych z oryginalnymi.
Po długim i dogłębnym procesie tentegowania w głowie podjąłem decyzję o zmianie materiału używanego do robienia odlewów. Padło na dwuskładnikową, płynną żywicę epoksydowa Epidian 53. Plusy zmiany są takie, że kopie części są bliższe oryginału pod względem masy i kształtu. Nadlewki, które powstają są łatwe do usunięcia, np. odłamując je delikatnie. Minusów jest kilka. Żywica strasznie śmierdzi i praca w średnio wietrzonym pomieszczeniu, bez rękawiczek i maseczki grozi podtruciem objawiającym się paskudnym bólem głowy. Kolejnym problemem, jakiego doświadczyłem, było dobranie właściwej mieszanki żywicy i utwardzacza. Pierwsza próba i mieszanka „na oko” wyszła idealnie pod względem twardości elementu. Próba druga – odmierzanie strzykawkami zgodnie z instrukcją – była wielkim niewypałem. Żywica pozostała półpłynna, ponieważ dałem za mało utwardzacza. Trzecie podejście skończyło się podobnie jak pierwsze – części wyszły prawie idealne. Ostatnia próba skończyła się tym, że utwardzacza było stanowczo za dużo i mieszanka zareagowała za szybko wytwarzając wysokie temperatury. Elementy nadawały się do wyrzucenia, ponieważ były gumowate. Wnioski z eksperymentów są takie, że materiałem odlewniczym pozostanie żywica, jednak trzeba będzie rozważyć inwestycje w formy silikonowe, żeby uniknąć problemów z pęcherzykami powietrza oraz aby części były jak najbliższe oryginałom. Będzie to droższa i wymagająca większej ilości czasu zabawa, ale mam nadzieję, że warta poświęcenia.
Miało być krótko o technologii, ale jednak coś nie wyszło, więc teraz przejdźmy do tego, co faktycznie zrobiłem z tym modelem. Prace głównie kręciły się wokół samego mecha.
Była to nierówna walka z kratkami wentylacyjnymi w klatce piersiowej. Zmiany decyzji jak w kalejdoskopie, co chwilę inny pomysł. Wróciłem do koncepcji rekonstrukcji tego elementu bazując na pomiarach oryginalnej części. Zaszalałem i nawet kupiłem z tej okazji suwmiarkę! Po przegranej walce i latających skalpelach przeszedłem do etapu drugiego, czyli radiator w stylu, jaki możemy zobaczyć w modelu RX-78-2. Pomysł wyszedł od Ranalcusa i w założeniach był super. Prawdopodobnie zawiodły tutaj moja cierpliwość i umiejętności modelarskie. Zainspirowany zdjęciami, które widziałem na Gundam Polska Group, gdzie jeden z użytkowników pokazywał przeróbki, w których zamontował siateczkę, postanowiłem, że i ja takową zamontuję w A.R.C. Freedom. Wycieczka do M-Zone i małe zakupki, czyli wybieranie wielkości oczek w siatce przez półgodziny 😉 Następnym krokiem było docinanie, doginanie i decyzja, jak umieścić siatkę: w głębi czy na równo z linią pancerza. Nie wiem czemu, ale druga opcja podobała mi się, jednak uległem głosom konsultantów i siatka jest wklejona wewnątrz modelu. Nadaje to ciekawą głębie oraz możliwość wklejenia poziomych poprzeczek, które możecie zobaczyć na jednym ze zdjęć. Poprzeczki są aktualnie w fazie koncepcyjno-decyzyjnej, więc jeszcze ich nie wkleiłem.
Oprócz klatki piersiowej zrobiłem też głowę. Wklejenie V-Fina z Exii (akurat fartem miałem powtarzającą się część) niby nie jest wielką sprawą. Jednak dla mnie miało to znaczenie, bo zaburzyło koncepcję tego, że model miał zachować możliwość rozłożenia na części. Pierwotnie próbowałem zrobić adapter, który pozwoliłby na wyjmowanie anteny, jednak znowu Miliput mnie trochę zawiódł. Nie zrozumcie mnie źle, Miliput to fajna sprawa, jednak nie umiem nim pracować. Dwie połówki pancerza głowy musiałem skleić przy pomocy cementu od Mr. Hobby, dziurę wypełniłem Miliputem, żeby następnie umieścić w odpowiedniej, symetrycznej pozycji V-Fin i wkleić cementem na stałe. Efekt końcowy mnie zadowala i nie odczuwam już problemu, że nie mogę nic więcej zrobić z głową. Chyba że wymienić 😉
Teraz ta zabawna część, bo ponownie trochę kitbashingu. Dzięki Sewerynowi, do moich rąk trafił model Real Grade Aile Strike, odkupiony od innego użytkownika wspomnianej wyżej grupy. Po wstępnej inspekcji mojego nowego dawcy części, dochodzę do wniosku, że poprzedni właściciel włożył sporo serca i umiejętności w model. Delikatne ślady zużycia zrobione metodą suchego pędzla, linie podziału pancerza (troszkę, tak tyci tyci, zaczynam się do tego przekonywać na modelach RG) są naprawdę świetnie zrobione. Wracając do głównego wątku tego akapitu, w ramach zabawy postanowiłem pomieszać trochę części i przyjrzeć się efektom. Moim zdaniem wygląda to trochę zabawnie, ale jednocześnie ręce i barki z Strike’a dziwnie pasują mi do Freedoma. Pasują wizualnie. Żeby spasować elementy mechanicznie, musiałem trochę pokombinować. Szkielety wewnętrzne linii Real Grade nie są w pełni kompatybilne ze sobą – żeby przełożyć ręce musiałem „wyrywać” je ze stawów. Na szczęście wyskakiwały bez większych oporów. Dzięki temu zabiegowi możecie pooglądać takie oto potworki 😉
Na koniec tego tekstu chciałbym ponownie podziękować Pani Joannie i Arkowi, ponieważ oszczędzili mi kilku drobnych problemów, kiedy odnaleźli kilka brakujących części od tego modelu. Między innymi były to części z ramienia, miecz oraz dodatkowe dłonie.
Obiecuję, kiedyś się odwdzięczę za tę dobroć 🙂
Podziękowania należą się wszystkim osobom, które męczyłem do konsultacji. Żeby nie robić wam wstydu, nie będę wymieniał was z imion bądź pseudonimów 😉
Jak wam podoba się ten drobny postęp w pracach nad modelem? Chętnie poczytam wasze opinie i może z nich skorzystam 🙂
Odmeldowuje się Gunpla Builder Buarey