Aloha!
Dzisiaj króciutko niestety…
Oglądałem ostatnio „Co się wydarzyło w Madison County”
UWAGA SPOILERY!
Brzmi to trochę jak western, ale wcale nim nie jest. Clint Eastwood po raz kolejny pokazał tutaj, że jest geniuszem. Choć nie jest to zawiła fabuła rodem z „Dobrego, złego i brzydkiego” to opowieść, w którą nas zabierają główni bohaterowie, Francesca Johnson i Robert Kincaid, pozwala nam się wczuć w sytuację która powstaje między nimi. Fotograf przybywa do hrabstwa Madison, by zrobić zdjęcia krytych mostów. Poznaje gospodynię domową, której rodzina wyjechała na festyn, odkrywają, że między nimi jest jakaś chemia.
Film zrobił na mnie wrażenie głównie ze względu na grę. Nieco hipisowski Clint wcale nie uwodzi Meryl. To ona chce jego! (W końcu to Clint! Sam bym się z nim przespał…). Mamy tutaj przykład kobiety, która nigdy nie spełniła swoich marzeń, na rzecz swoich dzieci. Nieco przykre, ale w filmie pojawia się też bardzo istotna kwestia. Jeżeli trafia nam się przyjemna rzecz to nie zawsze powinniśmy łapać za nią i lecieć na wiatr. Meryl wyjaśnia nam, że czasem trzeba coś porzucić, by doceniać to przez całe życie.
Jeśli chcecie obejrzeć to ze swoją drugą połówką, zerosiUdemką bądź kaloryferem polecam na wieczór. A szczególnie taką jedną scenę… kiedy to Clint stoi w deszczu… płakałem tak tylko na filmie „Za wszelką cenę”
Status? Żywy!
//Dziadzia