MakroRecenzja – Iron Man 2 (2010)

„Jeśli spowodujesz, że Bóg będzie krwawił, ludzie przestaną w Niego wierzyć”

Ciekawe słowa wypowiedziane przez antagonistę drugiego filmu o Iron Man’ie. I w pewnym sensie, są całkiem trafne. W odniesieniu do filmu oczywiście 😉
Dlaczego tak uważam? Postaram się to wyjaśnić w dalszej części mojej recenzji.

Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii MakroRecenzja | Dodaj komentarz

Potok Luźnych Słów… Odc. 14

Jestem leniem. Każdy kto mnie zna o tym wie.
Ledwie zmusiłem się do pozmywania garów, które stały już trzeci dzień w zlewie.
Ledwie się zmuszam, do tego by chodzić do pracy. Właściwie, to tutaj potrzeba utrzymania się i przeżycia mnie zmusza 😉

Przez moje lenistwo cała masa ciekawych pomysłów ucierpiała.
Najczęściej w wyniku tego, że nie zmobilizowałem się by je wprowadzić w życie, albo doprowadzić do końca.

W pewnym sensie, Wypadkowa Przypadku cierpi przez moje lenistwo. Czuję, że jest tu potencjał. Że można by zrobić tutaj coś fajnego. Ale z braku siły i zaprogramowanego lenia szlag to miejsce trafia.
Pieniądze za domenę i serwer się po prostu marnują.

Pomysły są, ale nie wiem jak je wprowadzić. Czasami po prostu brakuje czasu na to wszystko. A pracować w fabryce trzeba, żeby mieć za co przeżyć miesiąc. Wręcz przetrwać. Bo minimalna krajowa pensja potrafi tylko pokryć rachunki. Chyba trzeba będzie się dokształcić, porobić jakieś kursy i poszukać czegoś lepiej płatnego…

Za kilka miesięcy wielki powrót nad morze. Własna firma i rozstrzygający wszystko sezon. Jeśli to spieprzę, to ponad pięć lat pracy pójdzie się walić. Kupa pieniędzy wyrzucona w błoto. Ehhh… Trzeba będzie kiedyś wziąć się za siebie i dorosnąć… To takie przykre, kiedy stwierdza to dwudziestosześcioletni facet.

Marudny ostatnio coś jestem. Ciężko mi dostrzec te małe, przyjemne rzeczy. Taki urok życia. Ktoś mógłby mi zarzucić, że nie mam żony i dzieci, to jeszcze nie mam obowiązków i nie wiem co to życie. I pewnie miałby rację. Z pewnej perspektywy to wciąż mam dobrze i wygodnie. Może za wygodnie, dlatego tak marudzę?

Taki mam dzisiaj potok myśli… powolny i miałki. Żadnej nowej filozofii nie odkryłem. Czas wziąć prysznic i położyć się spać. Organizm musi odpocząć przed kolejnym dniem w kieracie…

Zaszufladkowano do kategorii Potok Luźnych Słów | Dodaj komentarz

MakroRecenzja – The Incredible Hulk (2008)

Nadszedł czas by zrecenzować drugi film z Marvel Cinematic Universe. „The Incredible Hulk” został wypuszczony do kin tego samego roku co Iron Man, przez co (ironicznie tak) musiał konkurować z filmem z „własnej stajni”.
I w mojej opinii trochę tę walkę przegrywa. Nie znaczy to, że ten film jest zły. Jedyne co ma złe to trailer, który pokazuje za dużo. Jeśli nie widzieliście filmu jeszcze, to omińcie poniższą wstawkę filmową.

Kim jest Bruce Banner/Hulk tego raczej tłumaczyć nie muszę. Ale jak to w porządnej recenzji być musi, kilka słów rysu historycznego wprowadzić należy.
Zielony stwór, który ma problemy z gniewem to dzieło Stan’a Lee oraz Jack’a Kirby’ego. W swojej oryginalnej, komiksowej formie zadebiutował w roku 1962 na łamach komiksu „The Incredible Hulk”.
Bruce Banner, to wycofany społecznie i emocjonalnie skryty fizyk, który pracował nad bombą Gamma. W wyniku wypadku na polu testowym, zyskał zdolność do zmiany w wielkiego, zielono-skórego humanoida, który posiada niemalże nieskończoną siłę (która rośnie im bardziej jest zdenerwowany) oraz wytrzymałość. Hulk sam w sobie, to istota tak na prawdę, wrażliwa. Niezrozumiana. On tak na prawdę chce być pozostawiony w spokoju. Atakuje tylko wtedy, kiedy jest atakowany.

Hulk nie jest sam. W oryginalnym materiale, ma przyjaciół. M. in. Betty Ross (dziewczyna Bruce’a Banner’a – w filmie grana przez Liv Tyler) oraz Rick’a Jones’a (chłopaka, którego Banner uratował, zanim został napromieniowany falami Gamma).
Komiksowy Hulk miał wiele przygód.

Ale dzisiaj zajmujemy się jego filmową interpretacją.
Nie jest to pierwsza wizyta Zielonego na ekranach kinowych i telewizyjnych. Istnieją wcześniejsze próby. Lepsze i gorsze.
Ale o nich może w innym czasie.

Fabuła filmu opiera się o fakt, że Bruce Banner już jest Hulk’iem. Nie jest to typowy „origin story”, jak w przypadku Iron Man’a. O tym jak to się stało, że doszło do narodzin Hulka dowiadujemy się z ekspozycji w dialogach oraz scen retrospekcyjnych. Oraz pobieżnie ze scen pokazanych na początku filmu.
Sam film odbiera się dość przyjemnie. Wartka akcja, nie najgorsze dialogi, dobrze dobrana obsada.
W roli głównej zobaczymy tutaj Edward’a Norton’a, który w mojej opinii wyśmienicie wpasował się w rolę. Trochę ubolewam nad faktem, że nie udało się dogadać z wytwórnią i w późniejszych filmach zastępuje go Mark Ruffalo (nie, nie uważam, że jest to zmiana na gorsze, miałem z tym problem, dopóki nie zobaczyłem tego aktora w roli).
Antagonistów w tym filmie mamy dwóch. Generała Ross’a (William Hurt) i Emila Blonsky’iego (Tim Roth). Świetne wybory i bardzo dobrze zagrane role.
Jednie Liv Tyler w roli Betty Ross wydawała mi się trochę sztuczna. Coś mi zgrzytało. Może Jej sposób okazywania emocji.

Efekty specjalne są w porządku. Pasują do całości, ale mocno widać grafikę komputerową. Nawet jak oglądałem go w roku premiery, dało się to wyczuć. Jest to lekka bolączka tego filmu.

O muzyce ciężko cokolwiek powiedzieć, oprócz tego że jest.
Jest dobrze dopasowana, ale nie zapada w pamięć. Nie znalazłem motywu, który wbiłby mi się w pamięć.

Za to sam obraz nadrabia ukrytymi smaczkami. A jest ich sporo.
Z tych oczywistych, to „Stark Industries” czy S.H.I.E.L.D., ale jest jeszcze kilka ukrytych. Jeden wam zdradzę.
Czy zwróciliście uwagę na „przykokszonego” strażnika, którego Banner przekupił pizzą? Ten sam aktor grał Hulk’a w serialu z lat 80’tych 😉

Podsumowując. The Incredible Hulk jest filmem wartym obejrzenia. Nie ma męczących dłużyzn. Przyjemnie oglądało się go ponownie, ale nie wiem czy kiedykolwiek zdarzy się to jeszcze raz. Dobra obsada i wartka akcja ratują całość.
Ale efekty komputerowe i niezapadająca w pamięć muzyka są dla mnie minusem. Może dlatego ten film jest omijany w większości maratonów filmowych przed nowymi premierami filmów Marvel’a?

Za ukryte smaczki i ogólnie przyjemny odbiór daję temu filmowi 4 Wypadkowe Uśmieszki na 6 możliwych.

Zgadzacie się ze mną? Czy macie odmienną opinię?
Z ciekawością czekam na wasze komentarze.

Zaszufladkowano do kategorii MakroRecenzja | Dodaj komentarz

Żywy lub Martwy II

Aloha!

Przygotowałem dla was w sumie małe dziwadło. Jest nim film „Ten Papież musi umrzeć”. Komedia z taką oto fabułą:

Dobroduszny i na wskroś uczciwy ojciec Albinizi zostaje przez pomyłkę papieżem. Nie w smak to skorumpowanym, chciwym pieniędzy kardynałom…

I wiedząc to zabieramy się za oglądanie filmu, właściwie to gniota, ale zjadliwego.

Ojciec Albinizi (Robbie Coltrane) pracuje w sierocińcu opiekuje się dziećmi itepe ale w sumie jest dość niezdarny a pyzatym to kocha rokendrolla i wkurza wszystkich kapłanów i siostry w okolicy. Niespodziewanie (o ironio!) zostaje wybrany papieżem przez małą literówkę. Kiedy już jest w Watykanie zaczyna robić porządki. Przegrzebuje się przez papiery finansowe i widzi, że coś jest nie teges. Trafia na handel bronią, narkotykami i innym badziewiem. Poza tym jego była odnajduje go jego była kobieta Veronica Dante(Beverly D’Angelo). Mają syna rockmana który ginie z powodu eksplozji bomby w jego przyczepie. Bombę podłożył mafiozo który był ojcem córki którą to ów syn świeżo upieczonego Papieża chciał wydymać. W wyniku skandalu (jako, że wszyscy nagle się dowiedzieli, że Ojciec Święty ma syna) Albinizi traci swój tytuł i ląduje na bruku… w wyniku przekrętu Mafiozo wybiera samego siebie na nowego Papieża- ale na ratunek przybywa Albinizi i mafiozo ginie.

Samo zakończenie pokazuje nam sierociniec w którym żyje Albinizi wraz ze swoją żoną Veronicą i razem śpiewają dla nich rocka…

 

Status…

Martwy!!!

Nawet jak na komedię jest to zbyt przekręcone i niepoukładane. Można obejrzeć od bidy dla samego piwa i chipsów.

Zaszufladkowano do kategorii Żywy lub Martwy | Dodaj komentarz

Potok Luźnych Słów… Odc. 13

Trzynasty odcinek. Czy ten będzie pechowy?
A może jednak przyniesie szczęście?
Pierwsze słowa płyną dzisiaj bardzo powoli i ciężko.
Znowu pojawiła się ta głupia blokada. Skąd biorą się właśnie te blokady? Zmęczenie fizyczne? A może coś w psychice?
Może oba jednocześnie?

Powoli nadchodzi czas zmian. Tylko, czy ja chcę tych zmian?
Co jest w ironiczny sposób zabawne, bo sam mówię ludziom, że zmiany są dobre. Zmiany to rozwój. Ewolucja, a czasami rewolucja w osobowości. Tylko, żeby zmiany wpłynęły na nas pozytywnie, to musimy ich chcieć.
Chciałbym pewnych zmian, ale są one w tym momencie nieosiągalne. Co powoduje u mnie złe samopoczucie. Złe samopoczucie powoduje negatywną samo-ocenę.
Ale po każdej burzy pojawia się słońce, a wraz ze słońcem tęcza. Trzeba to jakoś przetrwać. Walczyć. Chociaż tak bardzo nie chce się wstawać po upadku. Chciałbym teraz móc sobie poleżeć. Przespać to wszystko. I żeby wszystko samo się ułożyło.

Ale nie można spać. Omijają nas wtedy rzeczy i zdarzenia, które są ważne. Które mogą na nas wpłynąć. Tylko trzeba je zauważyć i docenić. Ciężko docenić cokolwiek kiedy nad głową wiszą czarne chmury.

To wszystko czasami nie ma w ogóle sensu. Albo tak nam się wydaje. Życie potrafi być takie irracjonalne.

Tak bardzo nie klei mi się dzisiaj nic.

Po co się zmuszać do pisania, jeśli nie przynosi to żadnej większej wartości? Po co się zmuszać do czegokolwiek?
Może rzucić to wszystko w pizdu?

Oj chciałbym. Ale nie mogę się ot tak poddać. Byłbym słaby, gdybym się poddał. Są rzeczy, z których muszę zrezygnować.
Też nie koniecznie dlatego, że chcę. Wolałbym nie rezygnować i chciałbym aby wszystko zaczęło się układać po mojej myśli.

Ale życie daje mi na chwilę obecną same cytryny. Gdyby były świeże, to może zrobiłby z nich lemoniadę. Może kolejna partia cytryn się do tego nada.

Nie czuję ulgi pisząc te słowa. Sam też nie wiem co czuję i do kogo czuję. Są chwile, kiedy chciałbym nic nie czuć. Byłaby to ogromna ulga. Chwila wytchnienia. Spokoju i ciszy.

Mętlik w głowie kiedyś się rozwiąże. Może za chwilę. I z tą myślą zakończę te dzisiejsze smuty i pójdę się szykować do kolejnych ośmiu godzin stania w pracy.

Zaszufladkowano do kategorii Potok Luźnych Słów | Dodaj komentarz