Jak to się stało, że relacjonuję dla was koncert?
Dlaczego nie jakiś inny geekowy event?
Wypadkowa Przypadku to miejsce, w którym dzielimy się tym, co lubimy.
Lubię czasami wyjśc i posłuchać dobrej muzyki na żywo. Były ku temu dwie okazje: 6 stycznia i fakt, że w jednym z zespołów grał mój redakcyjny kolega Dziadzia.
W kilku słowach, które powstały w trakcie tego koncertu, chciałbym się podzielić z wami wrażeniami z wydarzenia w klubie ALIVE (Wrocław).
Koncert miał się rozpocząć o 20:00. Scarecrow ruszył z prawie 40 minutowym poślizgiem. Zaprezentowali swój autorski materiał, który był ciekawy i wpadający w ucho. Noga sama tupała w rytm. Skład zespołu wykazywał się autoironicznym poczuciem humoru. Tym sposobem próbowali łapać kontakt z publicznością. Uważam, że był to fajny i zabawny przerywnik między utworami. Te docinki między gitarzystą a basistą – gdzie drugi miał naprawdę niezłe gadane 😀
Muzycznie – hard rock w solidnym wydaniu. Mieszany z kilkoma innymi stylami (punk, funk).
Basista dawał czadu na białym jazz basie. Klang pierwsza klasa, aż śledziony pękały od tych uderzeń kciukiem 😉 Gitarzysta szarpał struny i wypuszczał mocne solówki o klasycznym brzmieniu. Był odważny wychodząc w publikę – szacun. Perkusista szedł równo jak automat z opcją koncertowej improwizacji. Blond wokalistka miała ciekawą barwę. Przyjemną w odbiorze i pasującą do muzyki. Sam jestem zszokowany, że to piszę, bo od jakiegoś czasu jestem cięty na wokalistów.
Trochę szwankowały ustawienia poziomów, bo czasami była zagłuszana przez instrumentalistów.Nie zmienia to faktu, że zespół dał energiczny koncert i jest warty uwagi.
Obcym Wstęp Wzbroniony zaczęli instrumentalnie. Od przeciągającej się ballady do energetycznego rocka w jednym utworze. Słuchając ich muzyki wyczuwalne były wpływy klasyków różnych epok muzycznych. Trochę tu rocka z lat 70tych w stylu The Doors czy The Who; gdzieś się przewinął jakiś stary dobry motyw bluesowy. Od basisty czuć było płynący groove. Równy, hipnotyzujący rytm. Klawisze były ciekawym uzupełnieniem ich brzmienia – solo miażdżyło mi mózg. Pałkarz wykonał kawał solidnej roboty. Pod koniec każdego utworu uraczył nas małą improwizacją.
Bartek (Dzidzia) to koncertowy potwór. Istny wulkan energii, która roznosiła się aurą po sali. Skakanie po scenie, wyjście w publikę, czy tarzanie się po ziemi było w Jego wykonaniu naturalne.
Brakowało mi trochę „tego czegoś” w kontakcie z ludźmi. Z przykrością to pisze, ale gadane improwizacje miedzy kawałkami były słabą stroną na początku ich występu. Później zaczęło im to wychodzić znacznie lepiej. Szczególnie, gdy Perkusista zaczął żartować i dogryzać. Sprawdzanie setlisty (kartki z utworami, które mają zagrać) bolało mnie w oczy. Gdyby nie bronili się swoją muzyką, to by mi to dużo bardziej zgrzytało. Z każdym kolejnym kawałkiem pochłaniała mnie ta muzyka. Im dłużej ich słuchałem, tym bardziej czułem się jak Horatio Caine z CSI Miami 😉 YEEAAAH!
Pojedynek miedzy gitarzysta a klawiszowcem w ostatnim utworze rozjebał mi mózg. Odkupują tym swoje wszystkie winy i mają moje błogosławieństwo!!! Boli mnie tylko to, że nie mieli EP’ki, bo chętnie posłuchałbym ich muzyki w wersji studyjnej i wychwytywał wszystkie smaczki.
Jako ostatni wystąpili Suck My Glove. Zapowiadali się jako miks metalu, reggae i rapu. I w tej kwestii nie zawiedli, bo zaprezentowali swoją twórczością kawał porządnego nu-metalu. W pewnym sensie, znowu poczułem się jak nastolatek, bo nu metal w wersji mocnego basu i perkusji to muzyka mojej młodości. Na pewno zapamiętam ich za stylizację sceniczną. Frontman ubrany w biały frak i cylinder jest widokiem specyficznym. Koncert zaczęli z przytupem, bez zbędnego pieprzenia się.
Jako jedyni śpiewali po angielsku, co przy granej muzyce jest sprytnym zabiegiem. Moim zdaniem, poziomem nie odbiegają od europejskiej konkurencji. Trzy wokale wyróżniały ich i nadawały nowego smaczku.
Naprawdę intrygujący miks stylów. Gdyby sala w klubie ALIVE była większa, nie zdziwiłby mnie fakt, jakby ludzie zrobili w trakcie ich występu ciężki młyn i kilka zębów by poleciało 😉
Ich muzyka opiera się mocno o solidny bas i perkusje, a gitara jest dodatkiem uzupełniającym ten ciężki młot, jakim jest duet rytmiczny. Nie umniejszam tutaj gitarzyście 😉 Robił swoją robotę bardzo dobrze. Potrafią skurczybyki jebnąć basem. Basista mocno szarpał struny! Czuć w bebechach te serię z karabinu wybijaną podwójną stopką.
Panowie z zespołu mieli lekkiego pecha, bo dopadły ich problemy techniczne w trakcie występu. W trakcie przerwy technicznej Basista dawał radę, kiedy musiał zabawiać publikę. Żart o Matizie był całkiem spoko 😉 Chłopaki wiedzieli, jak zagadywać do publiki. Wychodziło im to całkiem naturalnie i zabawnie. Muzyczne improwizacje między basem a perkusją to był miły dodatek. Uważam, że powinni wrzucać takie elementy na koncertach! Publika mnie zaskoczyła, bo zażyczyła sobie bisu.
Szkoda, że nie przyjmowali płatności kartą, bo chętnie kupiłbym ich płytę! Warto się z nimi zapoznać. Najbliższa okazja – WOŚP w Oleśnicy!
Na koniec kilka słów o lokalu. Klub ALIVE zaskakuje wystrojem i lokalizacją. Lokal wbudowano w arkadę wiaduktu kolejowego. To ciekawe doznanie, kiedy czujesz przejeżdżający nad głową pociąg. Ściany i sufity z czerwonej cegły upstrzone przeróżnymi rzeczami. Krzesła, buty oficerskie, miecze (!).
Klub podzielony jest na dwie części: bar i salę koncertową połączone korytarzykiem. Warto uważać na głowę, bo sklepienie korytarzyka było dosyć niskie. Czuć rockowe klimaty. Jedyne, co mi doskwierało, to wysokie temperatury i wilgoć w powietrzu, kiedy w sali zebrało się więcej ludzi.
Publika była kulturalna i nie było problemów. Muszę się tam przejść ponownie, żeby dokładnie poznać lokal.
Warto było się wybrać na ten koncert i zostać do końca. Świetna muzyka i niepowtarzalny klimat lokalu. Dziękuję wszystkim zespołom za niepowtarzalne doznania i masę pozytywnych wspomnień 🙂
4 Responses to Obcym Wstęp Wzbroniony / Suck My Glove / Scarecrow 06.01.2018 (Wrocław) – Relacja