Idąc wczoraj do kina nie mogłem oprzeć się temu by sprzedać pierwszy tekst w kasie
– Są maskotki z Harrisonem Fordem?- Zapytałem poważnym tonem z niemniej poważną miną. Los chciał, że trafiłem na nowego. Nowy, speszony, ruszył niepewnie do koleżanki obok i szepnął jej do ucha „mamy maskotki z Harrisonem Fordem?”. Dziewczyna spojrzała na niego i wybuchła śmiechem. Pomyślałem „mam cię” i uśmiałem się w najlepsze a Speszony Nowy wrócił z niesmacznym uśmieszkiem na twarzy do dalszej obsługi.
Od tej pory jest już jasne, że poszedłem na film Blade Runner 2049 w dobrym humorze. Praktycznie w ogóle nie miałem opinii na temat tego filmu przed seansem. Wszystko dlatego, że omijam portale społecznościowe i gazety. Jeśli mam mieć o czymś jakieś zdanie to niech ono będzie moje. Rozsiadłem się w fotelu wygodnie, przyszedłem oczywiście zbyt szybko. Pod białym ekranem zebrało się naprawdę sporo osób i byli to głównie młodzi ludzie. Być może to nasze pokolenie bardziej pokochało Cyberpunk? Reklamy. Zapowiedzi. Koniec coli i jeszcze ¾ popcornu do zjedzenia. Wybiegłem z sali tylko po to by skorzystać z toalety po raz ostatni i zaopatrzyć się w odrdzewiacz. Kiedy wróciłem z jęzorem na wierzchu i spojrzałem na załamujące się na płótnie światło to odetchnąłem z ulgą. Nadal reklamy. Przecisnąłem się przez tłum. Usiadłem i doczekałem się. Ruszyły napisy początkowe.
Muzyka stworzona tutaj przez Benjamina Wallfischa i Hansa Zimmera(nazwisko tego drugiego było wyświetlone mniejszymi literami) spełniła moje oczekiwania względem kultowego soundtracku stworzonego przez Vangelisa. W niczym nie odstawała od pierwowzoru.
Ryan Gosling stawiając swoje kroki jako Łowca Androidów jest fenomenalny. Kolejny raz udowadnia jak dobrym jest aktorem. Wciąż mówi swoim głosem, emanuje nim i hipnotyzuje. Nie ma w nim niczego irytującego. Jest naturalny w tym co robi. Naturalnie dostaje lanie i naturalnie z tego lania udaje mu się wyjść. Gładko. Nie przesadza. Nawet Jared Leto tym razem nie przesadził co zwykł w swoich rolach robić. Bardzo ciekawa rola Any de Armas i ciekawa koncepcja z nią związana. Wspomniałbym coś o Harrisonie Fordzie ale po co? W końcu to Harrison Ford i wszyscy wiedzą, że po nim można spodziewać się tylko dobrych ról. Ci którzy idą na ten film by zobaczyć fajerwerki i wybuchy co pięć minut radzę walnąć się w głowę i pójść na ten film bo mogą żałować. Mimo tego, że nie ma tu zbyt wielu scen z eksplozjami i rozrywanymi głowami blah blah blah to jeśli już są to ogląda się je pysznie. Jak zresztą cały film. Statycznie. Bez sztuczek i machania kamerą na prawo i lewo. Montaż to może nie majstersztyk jak w Mad Maxie z Tomem Hardym ale za to setki razy lepszy od Avengersów i Man of Steel.
Słowem: Blade Runner 2049 to Blade Runner naszych czasów. Nie pójść na niego to jak przegapić Blade Runnera w 1982 i jak przegapić Obcego w 1979 oraz nie być na Woodstocku 1969. To kultowość sama w sobie. To dzięki niemu dzieci zaczną żałować, że nie urodziły się wcześniej.
Pozdrawiam!
Dziadzia