Środa, środa, środa.
Środek cholernego tygodnia. Do tego nocne zmiany w pracy…
Ciekawym zjawiskiem jest pewna sprzeczność.
Nie chce mi się iść do pracy. Tak bardzo mi się nie chce.
Ale jak już w końcu wyjdę z mieszkania, dotrę na miejsce, przebiorę się w ciuchy robocze i stanę przy maszynie, to jakoś leci. I to „nie chce mi się” znika. Przynajmniej tymczasowo.
Zawsze jest to jakieś zajęcie i zmiana. Bo jakbym miał cały czas siedzieć w mieszkaniu, to bym oszalał.
Wpadł w jakąś depresję czy coś. Szczególnie, jeśli przypadłoby mi siedzieć samemu w tym mieszkaniu.
Jeszcze inaczej, jak ktoś się krząta, słucha muzyki, zagada czasami. Cisza potrafi doprowadzić do szaleństwa. Człowiek ma czas na myślenie. Czasami za dużo myśli. Zaczyna wspominać.
A wspomnienia zdradliwe są. Najgorsze z nich to te miłe wspomnienia, które ą już tylko przeszłością i nie ma szans na to aby stały się znowu teraźniejszością i przyszłością.
Dochodzę powoli do wniosku, że będę musiał zacząć notować swoje myśli. Czy Wy też tak macie, że kiedy nie potrzeba, w waszych głowach pojawiają się miliony myśli i tematów, które moglibyście poruszyć, a jak przychodzi co do czego, to macie absolutną pustkę w głowie? Drażniące trochę, nie?
Kocham to, kiedy gubię wątek. W głowie pustka. Siedzę i czekam na napływ kreatywnej myśli. Jakiegoś problemu, o którym mógłbym napisać i się zastanowić. Jest tyle rzeczy do opisania, a mi akurat teraz żadna nie chce wpaść do głowy. Puściłem sobie jakieś radio internetowe, żeby coś w tle brzęczało. Mała dystrakcja w tle potrafi ruszyć zwoje mózgowe. Moje chyba się mocno rozleniwiły. Bo wciąż mam pustkę. Może czas znowu zacząć czytać książki. Zasób słów by się powiększył, wyobraźnia zaczęłaby działać. Wystarczy tylko zorganizować odpowiednio czas, zmotywować się i działać. To w sumie nie takie trudne jakby się wydawało. Nowy rok mamy więc czas na zmiany.
Ale zmiany trzeba wprowadzać stopniowo. I przede wszystkim nie bać się tego co ze sobą niosą. Czasami będą to zmiany na gorsze, ale częściej bywa że zmiany są dla nas korzystne.
Mimo, że nie chcemy i nie lubimy zmian. Przyzwyczajamy się do czegoś. I to przyzwyczajenie nas blokuje.
Stagnacja powoduje, że się cofamy w rozwoju. Tak, każdy potrzebuje czasami stanąć w miejscu, by zastanowić nad sobą i tym co robi ze swoim życiem. Aż przypomina mi się zwiastun do „Warm Bodies” i narracja głównego bohatera z smętną muzyką w tle. „What am I doing with my life?”
Ale potem należy ruszyć z miejsca. Zebrać w sobie siłę i przeć do przodu. Walczyć z przeciwnościami losu, niesprawiedliwością, smutkiem czy czymkolwiek innym.
Czasami zastanawiam się nad sensem własnego istnienia. Czasami potrzebuję zastanowić się kim lub czym jestem, i jaki jest cel mojego życia. Jak do tej pory, nie znalazłem klarownej odpowiedzi. Wszelkie wskazówki i poszlaki sugerują, że moją rolą w tej rzeczywistości jest bycie „uniwersalnym przyjacielem”. Osobą, do której każdy się zwraca kiedy poszukuje odpowiedzi, rozwiązania problemu, jakiegoś wsparcia duchowego. To miłe uczucie, kiedy jesteśmy w stanie komuś pomóc. Kiedy nasze słowa wpływają pozytywnie na rozwój cudzej osobowości i poprawiają jakość życia tej osoby.
Tylko, że ma to też swoją wadę. Czasami taki „uniwersalny przyjaciel” też potrzebuje kogoś z kim może porozmawiać. Potrzebuje bliskości. Ciepła. Mimo, że nie daje po sobie poznać, że mu tego brakuje.
Często też, musi oszukiwać sam siebie, że ma już wszystko co potrzebuje. Musi okłamywać najważniejszą osobę w swoim życiu – czyli siebie. Wiem, że brzmi to egoistycznie, ale często zapominamy o tym, że my sami jesteśmy najważniejszymi osobami w naszym życiu.
Na sam koniec, krótka rozprawa o „Prawdziwej Miłości”.
Spotkaliście się z pewną sprzecznością, która ściśle wiąże się z uczuciami. A już szczególnie z tym „jedynym, wyjątkowym”?
Już was wprowadzam w sedno problemu.
Istnieją dwa sprzeczne przekonania.
Pierwsze polega na tym, że jeśli kogoś szczerze kochamy, to walczymy o tę osobę do samego końca.
Drugie – jeśli kochasz, to potrafisz puścić wolno.
To mam walczyć, czy odpuścić?
To dosyć ciekawy problem, bo zimna logika tutaj nie przejdzie.
Uczucia są nielogiczne i często wywołują sprzeczne zachowania.
Kto kocha prawdziwie? Ten, który będzie cały czas próbował zwrócić uwagę, będzie się starał i zabiegał (mimo, że druga strona nie chce/nie może/nie potrafi/nie zamierza odwzajemnić tego), czy ten, który zrezygnuje i pozwoli „ukochanej osobie” być wolną. Bądź szczęśliwą z innym/inną. A sam spróbuje zapomnieć o wszystkim.
A proces „odkochiwania się” bywa długi. I bolesny. Widziałem już wielu wielce zakochanych ludzi wpadających w depresję i załamanie nerwowe z powodu „miłości”.
Moja cyniczna natura nie może się powstrzymać. Mam wrażenie, że „miłość” to społecznie akceptowane zaburzenie obsesyjno-kompulsywne wywołane przez zmiany w poziomach neuroprzekaźników. Polecam poczytać, co się dzieje w ludzkim mózgu, kiedy „zakochujemy się” 😉
I tym oto akcentem zakończę dzisiejszy Potok Luźnych Słów.
Z ciekawością czekam na wasze komentarze i refleksje.