House of VR – RELACJA

Wypadkowa Przypadku to nie tylko Gundamy, komiksy, gry czy filmy.
To także ciekawe miejsca, które odkrywa się czystym przypadkiem.
Odkryłem niedawno dwie rzeczy. Przyjemność z zabawy rzeczywistością wirtualną i miejsce, w którym można się pobawić.
A mowa o tytułowym House of VR, którego salon znajduje się w Aleja Bielany na wrocławskich Bielanach.

Zanim przejdę do samej relacji, chciałbym przedstawić wam oficjalną informację od House of VR:

House of VR to brama, w której pomożemy Ci przekroczyć granicę do wirtualnego świata. W naszym salonie doświadczysz niezapomnianych przeżyć zarówno ze świata fantastycznego jak i realistycznego. W naszej ofercie posiadamy aktualnie najlepszy sprzęt do wirtualnej rzeczywistości, który stale rozwijamy o dodatki i akcesoria potęgujące doświadczenia. To doskonały wybór dla pojedynczej osoby jak i grupy ludzi chcących sprawdzić swoje siły w kooperacji. Zawsze staramy się dobrać najnowsze oraz najbardziej rozchwytywane tytuły począwszy od symulatorów skoku z wieżowca poprzez gry fabularne, wyścigi, edukacyjne, przygodowe po rożnego formatu strzelanki. House of VR pozwoli Ci wcielić się w kierowcę rajdowego, łucznika walczącego ze smokami, pokaże jak funkcjonuje ludzki organizm od wewnątrz lub będziesz mógł poprostu zwiedzić Saint Tropez, Papue Nowej Gwinei czy inny zakątek na naszej planecie. W ofercie posiadamy także organizacje imprez firmowych, wieczorów kawalerskich czy urodzin. To oraz wiele więcej zapewni Ci salon House of VR. Przekonaj się sam!

Do dnia 27.08.2017 (niedziela) nie byłem wielkim entuzjastą VR’u. Wiedziałem, że technologia istnieje, ale nie miałem ogromnego parcia na to, żeby bawić się tą zabawką.
Wizyta w House of VR zmieniła to trochę.

Wszystko wydarzyło się dosyć spontanicznie. Jedynym planem tego dnia, – ostatni dzień przed powrotem do pracy – było pojechać do IKEA za biurkiem/stolikiem dla mnie. Od dłuższego czasu nosiłem się z tym, żeby mieć własne miejsce do pracy, gdzie mógłbym spokojnie zacząć pracę nad modelem i zostawić ją bez strachu, że ktoś mi będzie w tym grzebał.

Zwiedzając Aleję Bielany, złapał nas jeden z chłopaków z obsługi House of VR, wręczył ulotki i powiedział gdzie jest ich salon. Powiedzieliśmy ładnie „dziękuję, pomyślimy” i poszliśmy dalej.
W pierwszej chwili, nie ruszyło mnie to jakoś szczególnie. Nigdy nie jarał mnie VR i jakoś nie dostawałem spazmów na myśl o wirtualnej rzeczywistości.
Koniec końców ja, moja siostra i Jej facet poszliśmy zobaczyć „O co chodzi?”
Skończyło się długą rozmową, zanim się zdecydowaliśmy skorzystać z dnia wolnego i pobawić się w coś nowego.

Zacznę od tego, co oczywiste. Obsługa to świetne, komunikatywne i pomocne chłopaki.
Nie było problemu z tym, żeby zgrać przebieg mojej rozgrywki. Byli zadowoleni, bo dzięki temu, że się pojawiłem musieli wyjść ze strefy komfortu i nauczyć się tej trudnej sztuki. Wszystkie materiały z rozgrywki pochodzą z mojej nieudolnej gry i znajdziecie je w wideosuplemencie pod koniec tego tekstu.
Przynajmniej wydawali się być zadowoleni 😉
Jakość obsługi w salonie na Bielanach Wrocławskich na 5+.

Z rozmowy z nimi dowiedziałem się co nieco o planach rozwoju. M. in. drugi salon w okolicach Rynku Wrocławskiego (połączony prawdopodobnie z pub’em), czy praca z ludźmi cierpiącymi na różnego rodzaju fobie.
A oficjalna informacja od chłopaków odnośnie ich planów wygląda tak:

W planach mamy otwarcie kolejnych salonów w galeriach oraz punktach w centrum miasta na terenie całej Polski.

O atrakcjach słów kilka. Na dzień 27.08. mieli przygotowane cztery „pokoje” oraz trzy stanowiska z fotelami (samochodówki i symulator lotu). Wszystko opiera się o technologię HTC VIVE, która dała bardzo ciekawy efekt.
Gogle są tak zaprojektowane, aby oddawać naturalne rozmycie obrazu na peryferiach pola widzenia.
Jest też możliwość zmiany rozstawu źrenic.
Jeśli jesteście okularnikami, to muszę ostrzec. Gogle nie mają opcji dostosowania obrazu do wady wzroku. Nie ma korekcji dioptrii. Mimo wady -3 na każde oko, obraz wydawał mi się dość wyraźny i nie odebrało to przyjemności z grania. Według obsługi można grać w okularach, ponieważ gogle HTC VIVE posiadają wystarczającą przestrzeń aby pomieścić większość rodzajów oprawek.
Ja jednak polecam okularnikom wyposażyć się w soczewki kontaktowe. Dużo większy komfort i mniejsze ryzyko nieprzyjemnych odcisnięć okularów na twarzy.

Wybór gier mają całkiem spory i biblioteka im się cały czas powiększa. Miałem przyjemność ograć dwie z nich.
Pierwsza z nich, to War Robots VR: The Skirmish. W prostych słowach – po włożeniu gogli, stajesz się pilotem robota wyposażonego w rakiety i karabiny Gatlinga. Trzy próby i wszystkie trzy przegrane w tym samym miejscu.
Na potyczce z bossem. Gra sama w sobie przyjemna. Bardzo fajnie pilotowało się mecha.
Sterowanie maszyną ukryte było w prawym kontrolerze, zaś celowało się wzrokiem. Gdzie spojrzałeś tam strzelałeś, a jak się utrzymało wzrok na celu, system robota uruchamiał namierzanie.
W tę grę świetnie grałoby się na siedząco. Najlepiej, jakby to był fotel wyposażony w siłowniki i przekazywałby drgania.
Świetnym pomysłem byłaby próba ustawienia sterowania na joystick i manetkę, których używa się w symulatorach lotu.
Tę samą sugestię wyraziłem obsłudze 😉 Mam nadzieję, że przy kolejnej okazji, zagram sobie w tę grę w pozycji „pilota”.

Druga gra, to survival horror w scenerii science-fiction. Dead Effect 2 to strzelanina, która mocno kojarzyła mi się z tytułami takimi jak DOOM czy Quake 2.
Jak pierwsza gra była bardziej statyczna. Mózg był nastawiony na to, że siedzę w robocie, tak tutaj mój biologiczny komputer i zmysły dostawały lekkiego kręćka. To bardzo ciekawe uczucie, kiedy ciało musi stać w miejscu, a mózg chce przeć do przodu przez korytarze. Kilka razy traciłem równowagę i myślałem, że się przewrócę.
Sama gra? Fajna całkiem. W kilku miejscach podniosła mi ciśnienie, bo „zombie z zaskoczenia”.
Ale i rozbawiła tym glitchem, który zobaczycie na filmie. Tutaj miało znaczenie, który kontroler jest w której ręce.
Podobało mi się to, że chodząc po lokacjach trzeba było niemalże fizycznie podnosić broń i amunicję.
Żeby przeładować pistolet, trzeba było sięgnąć do „kieszeni z amunicją”, czyli zbliżyć kontroler mniej więcej w okolicę pasa.

Głos, który słyszycie na początku filmu, to błąd, który powstał przypadkowo. Nagrał się dźwięk z reklamy VR’u.

Cóż mogę powiedzieć na podsumowanie. Przyznaję, że na pierwszy rzut oka, zabawa w House of VR do najtańszych nie należy.
Ale prawda jest taka, że do takich miejsc nie chodzi się codziennie. Jeśli kręci was VR i chcielibyście korzystać z ich gościnnosci częściej, to polecam zapoznać się z ich systemem karnetowym. Daje możliwość zaoszczędzenia kilku cennych złotych. Miłym gestem ze strony House of VR jest także prosty system lojalnościowy, w którym po zebraniu siedmiu pieczątek za wejścia w wirtualny świat, ósmą – czyli kolejne 15 minut gry – dostajemy za darmo.
Osobiście polecam spróbować, bo to całkiem fajna rozrywka w ramach wypadu z rodziną czy znajomymi.
15 minut starczyło, żebym się delikatnie spocił.
A patrząc na innych graczy, którzy strzelali z łuku lub malowali w trójwymiarze, dochodzę do wniosku, że można się przy takiej zabawie nieźle zmęczyć.

Ten wpis został opublikowany w kategorii One Shot, Wypadkowa na Gigancie i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.