# młodzi dorośli
Tak rozmawiałam z rodzicielką pewnego dnia, tuż po jej wizycie w szkole mojego młodszego rodzeństwa. Ostatniej tam wizycie, gdyż młodzieży wyrusza w drogę dalej, czyli do szkoły średniej. Przy tej okazji doszłyśmy do niezbyt odkrywczych wniosków. A właściwie jednego – za nic w świecie nie potrafimy „ogarnąć”, co też dzieje się z dzieciakami…No dobra dobra, STARA może nie jestem, ale i młoda też nie, dlatego niektóre zachowania na pewno nie przemawiają do mnie kompletnie. Chyba już wolę czuć się staro, niż szukać analogii pomiędzy szesnastoletnią kiedyś mną a nastolatkami prawie dziesięć lat później. 10 lat?! Matko, to tak szybko zleciało? Podsumowuję rozmowę z mamą i staram się odsunąć ten temat z daleka od siebie.
Nie udaje mi się go trzymać zbyt długo na dystans, na pewno po troszę dzięki Miejskiemu Przedsiębiorstwu Komunikacyjnemu. I kiedy słyszę z ust młodej osóbki takie słowa: – Te studia mnie wykończą! Tyle się dowiem, że aż głowa mnie będzie bolała…- nie rozróżniam już, czy wypowiadane jest to pół żartem, czy całkiem serio. Ale to nie wszystko.
Za pięć dwunasta w środę czekałam na przystanku przy kolosalnym Centrum Handlowym. Wsiadłam do autobusu, gdzie oczywiście miejsc siedzących brakowało a ogrzewanie działało tak, jakby chciało, ale nie mogło. Kilka minut później, przy zbiegu ulic A i B (dla znających moje miasto – tych najbardziej rozkopanych) wsiadły dwie młode niewiasty. Szczupła, wysoka blondynka oraz rudowłosa, korpulentna niebieskooka. Wyglądały obie, jak z innej bajki.
No to teraz się zacznie, pomyślałam. I bardzo się nie pomyliłam.
Ta wysoka, o jasnej buzi, delikatnych rysach twarzy uśmiechała się na siłę do Rudej, która opowiadała, jak to w ubiegły weekend, że tak się wyrażę, siedziała na Jego kolanach i w rytmie muzyki klubowej zwiedzała peryferie jego jamy ustnej. Dziewczyny na pewno nie miały osiemnastu lat, pomyślałam. Ja też stara nie jestem ale, bądź co bądź ani ja ani moi znajomi nie prowadziliśmy tak bogatego życia towarzyskiego. A już na pewno nie prowadziliśmy rozpraw filozoficzno-ekshibicjonistycznych w środkach komunikacji miejskiej. Dojechałam do ulicy B. Ruda nadal spowiadała się, jak księdzu w konfesjonale, a ja tylko powstrzymując moje oczy od wypadnięcia z orbit zerkałam na siedzące obok starsze panie. Żadna jednak nie odważyła się skomentować opowieści.
Blondynka, najwyraźniej znudzona historią koleżanki dodała, ze to bardzo interesujące. Pytała się, czy zwróciła już do biblioteki omawianą wcześniej w szkole lekturę.
– Zwracałam to ja co innego, w niedzielę po imprezie. Co Ty, ja tego nawet nie wypożyczyłam! Od czego jest internet? CTRL C CTRL V i po sprawie. Trzeba tylko czasem pomieszać zdania, żeby (i tu nazwisko, niestety znajomej mi osoby).. żeby się nie kapnęła. Jakie to miasto wydaje mi się czasem małe!
– No tak. Dodała blondynka. A, zapomniałabym, Ta blondynka, trzymała w ręku opasłe tomisko. Eteryczna dziewczyna, w jasnej sukience była troszkę nieobecna, kiedy dojechaliśmy w okolice Dworca. Czasem cieszę się z byle powodu- na przykład z tego, że młodzi ludzie JESZCZE czytają książki. Książki, nie e-booki 😉
-Ej, słuchasz mnie w ogóle?
-Tak tak…mówiłaś o piątku… i co się później wydarzyło?
Oto idealny przykład tego, jak inteligentna osoba umie dostosować się do poziomu rozmówcy.
Ona o niebie a ta o chlebie.
Niestety coraz częściej przekonuję się, że to ta Ruda będzie miała w życiu łatwiej. Trochę bezczelności, szczypta cwaniactwa i jakoś da się radę żyć
Blondynka pożegnała się z Rudą na wysokości Stadionu, po czym wysiadła z autobusu. Nie było mi jednak dane kontynuować podroży w spokoju. Niższa wyciągnęła telefon komórkowy i włączyła coś, czego nie można nazwać muzyką. Wtedy właśnie zareagowała jedna z siedzących obok mnie 'babć’: – To jest komunikacja miejska, nie dyskoteka! Tamta żachnęła się na starsza panią, że jak ma problem to może wysiąść. Oczywiście w ten sposób nie artykułowała swojej wypowiedzi.
Na szczęście moja podróż dobiegła końca. Wysiadłam na moim osiedlu i z ulgą zobaczyłam mój ulubiony blog w rybki. I cieszę się, bo z opowieści moich znajomych wysnuwam wniosek, chyba ostateczny: nie tylko w moim mieście mieszkają dorastający młodzi ludzie. Na szczęście, bo zaczęłabym się naprawdę obawiać o kondycję tego miejsca.
-You’re not a girl, not yet a woman, chciałoby się rzec, kiedy ostatni raz spoglądam na marchewkowowłosą dziewczynę. -I chyba nigdy nie będziesz. Do dorosłości trzeba dojrzeć. Owoce czasem jednak przedwcześnie gniją. A co zabawne, świadkami dojrzewania są często pojazdy komunikacji miejskiej, które gdyby tylko mogły, opowiedziałyby nam niejedną, szokującą historię! Może lepiej zostawmy rozdawanie głosu jako wigilijnego prezentu zwierzętom? 🙂