Rób co chcesz, bo pirat wolnym jest…
Tak mniej więcej zaczyna się zabawna piosenka z programu „Lazytown/Leniuchowo’. I z przykrością wam to teraz napiszę, ale ten tekst nie tyczy się bycia piratem takim jak Kapitan Jack Sparrow.
Temat wałkowany niejednokrotnie przez wszystkie media. Dzisiaj chciałbym przedstawić moją postawę i podejście do nielegalnego kopiowania muzyki, gier, filmów czy książek.
Piractwo, znane również jako kradzież mienia intelektualnego istniało od dawna. Żeby nie powiedzieć, że od zawsze.
Na przestrzeni wieków, utalentowani rzemieślnicy kopiowali działa innych, tylko po to, by na nich zarobić. I o to w tym całym cyrku chodzi. O najzwyklejszą w świecie kradzież.
A, że nie jest to kradzież mienia materialnego, czy namacalnego, to większość z nas uważa to za rzecz nie czyniącą szkody.
Taka nasza mentalność.
Piractwo jako takie to temat skomplikowany. Z jednej strony zły, ale z drugie strony znaleziono także pozytywy w tym zjawisku.
Tak, moralnie złym jest okradanie drugiej osoby z czegoś nad czym ciężko pracował. Mimo, że nie do końca istnieje to w świecie materialnym.
Ale jest to to taka sama kradzież jak pójść do rolnika na pole i ukraść mu marchewki, które hodował.
Ale z drugiej strony, przeprowadzone badania udowodniły, że spora część „piratów” potem kupuje oryginalne nośniki, materiały. Tylko tutaj pojawia się pewien problem. Badania były prowadzone na społeczeństwie amerykańskim/angielskim.
Rozumiem skąd bierze się piractwo w naszym kraju. Pensja minimalna to śmiech na sali w stosunku do wydatków jakie trzeba ponosić. A czasami trzeba się natyrać jak wół, pracując w fabryce na trzy zmiany. A płyty z muzyką do tanich nie należą.
Może ostatnimi czasy to się trochę zmieniło. Ale wciąż, są to rzeczy drogie. Tak zwane dobra kultury.
„A w internecie to są za darmo…”
Szczerze? Po tym jak próbowałem programować, grać na gitarze basowej, czy samemu tworzyć filmy zmieniło mi się podejście.
„Liznąłem” trochę tego tematu od kuchni. I wiedząc ile czasu i pieniędzy pochłania przygotowanie takiego projektu, doszedłem do prostych wniosków.
Jeśli mnie stać, to kupię oryginał. Nowy, w sklepie.
Jeśli mnie nie stać, to nie kupię tego w ogóle, albo poszukam używanego egzemplarza.
To nie wstyd kupować używane rzeczy. Czasami fajne rzeczy można wyrwać za grosze.
„Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień”
Nikt z nas święty nie jest. Każdy obejrzał film w internecie, ściągnął „empetrójkę”.
Też mi się to zdarzyło. Ale ostatnimi czasy jakoś coraz mniej.
Na film wolę sobie pójść do kina. Jak lubię jakąś piosenkę, to posłucham na Youtube czy innym tego typu serwisie. Książek szukam po antykwariatach, gry czy konsole kupuję używane.
To czy kradniecie pracę innych, to już pozostawiam do waszej wewnętrznej oceny.
Nie potępiam nikogo, bo wiem jak sytuacja w naszym pięknym kraju wygląda.
Tak chciałem tylko wspomnieć, że można mieć oryginały tanio i legalnie.
Bo jakby się tak przeszedł po marketach, to widziałem fajne filmy na DVD już od 20 zł.
Tak, wydanie badziewiaste, ale nie każdemu do szczęścia potrzebne rozszerzone wydanie w SteelBook’u 😉
Coraz więcej dystrybucji cyfrowych, gdzie cały album zaraz po premierze można kupić za kilkanaście złotych.
Idziemy do przodu i korporacje też zaczynają powoli dostrzegać, że trzeba coś zmienić.
Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Czy jest coś, o czym nie wspomniałem?