MakroRecenzja: Spider-Man: Homecoming (2017)

Ponad tydzień spędzony w pełnym napięciu oczekiwania. A gdy w końcu nadszedł ten dzień, to nie mogłem się zebrać, żeby ruszyć swoje ciężkie dupsko do kina. Co gorsza, najbliższe kino zostało zamknięte i musiałem jechać autobusem aż do Pasażu Grunwaldzkiego (dla niewtajemniczonych – aktualnie mieszkam i pracuję we Wrocławiu).
Ale dzięki temu mogę podzielić się z wami odnośnie najnowszej inkarnacji Człowieka Pająka.

Spider-Man to jeden z bohaterów mojego dzieciństwa. Jako dzieciak, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, oglądałem serial animowany na TVP2 (chyba). Komiksy jakoś nie trafiły do moich rąk wtedy. Pamiętam kilka, m. in. ten z owianej złą sławą sagi o klonach. Możecie się śmiać, ale jako dziecko obdarowane supermocą znaną jako bujna wyobraźnia, myślałem że mogę być jak Spider-Man. Wiecie, wspinanie po ścianach i bajerancki kostium.
No cóż, superbohaterem jestem co najwyżej w domu jak pozmywam gary 😉
Stąd też mój sentyment i pewne przywiązanie do tego bohatera w niebosko-czerwonych rajtkach.

Zacznę może od tytułu. „Homecoming” w podtytule to ciekawa gra słowna. W języku angielskim funkcjonuje pod dwoma znaczeniami. Pierwszy, to zjazd absolwentów. Czym jest zjazd absolwentów, nie muszę tłumaczyć.
Drugie znaczenie, to „powrót do domu”. Gra polega na wykorzystaniu tego dualizmu znaczeniowego. Bo film ten jest powrotem Pajęczaka do domu. Marvel Studios dogadało się z Sony (które od wielu lat ma w swoich łapkach prawa do ekranizacji przygód tej postaci), dzięki czemu Spidey jest teraz oficjalnie częścią Marvel Cinematic Universe.
I wyszło mu to na dobre!
UWAGA POTENCJALNE SPOLERY!!! ŻEBY NIE BYŁO, ŻE NIE OSTRZEGAŁEM!!!

W trzeciej iteracji przygód Człowieka Pająka oglądamy nerdowatego dzieciaka z Queens, który przypadkowo zostaje obdarzony supermocami. Co istotne, nie jest to typowe „origin story”. Spider-Man jest już Spider-Manem jakiś czas. I fakt, że po raz trzeci nie musimy oglądać śmierci wujka Bena i gryzienia ludzi przez zmutowane arachnidy jest ogromnym plusem tego obrazu, bo pozwala się skupić na tu i teraz. Oglądamy Peter’a jako nastolatka który odkrywa siebie jako bohatera. Poznajemy też jego rówieśników z lat młodzieńczych. Przyjaciół i wrogów.

Głównym złym tej opowieści jest Vulture. Wieść, że Adrian Toomes będzie przeciwnikiem Pajęczaka trochę mnie zmartwiła. Bo jeśli znacie komiksy, albo chociaż serial to wiecie kim był i jak został kiczowato został zaprojektowany.
Stajnia Marvel Studios zasługuje na ogromną pochwałę, bo dała nam porządnego złoczyńce z motywacją. I przełamała pewien swój standard tego, co dzieje się z głównym złym. Vulture to złoczyńca z krwi i kości, o socjopatycznych tendencjach i posiadającym skonkretyzowany plan działania. Plus mechaniczne skrzydła bazujące na miksie technologii Chitauri i Starka.
Postać grana przez Michael’a Keaton’a jest ogromnym atutem tego filmu.

Dostajemy Spidey’ego takiego jakim powinien być i na jakiego zasługujemy. Bardzo komiksowego, ale jednak zmodernizowanego i dopasowanego do naszych realiów. Jako przykład – Flash Thompson, który w komiksach był osiłkiem, który znęcał się fizycznie nad Parkerem. Tutaj, jest typem który opiera swoje nękanie na zadawaniu bólu psychicznego.
Tom Holland mnie kupił. I jak lubię poprzednie wersje Spider-Mana, tak Hollandowski Peter jest genialny. Zabawny cały czas. Ale nie jest to na siłę. Humor w filmie pochodzi z tych nastoletnich niezręczności.
Kupują mnie także postacie drugoplanowe i złoczyńcy.
Muzyka jest niemalże idealnie uszyta pod film. Od klasycznego motywu w intro, przez typowo orkiestrowe motywy muzyczne, kończąc na punkowych piosenkach z lat, kiedy pierwsze komiksy publikowane.
Efekty specjalne to klasa sama w sobie i pierwsza liga. Czyli coś do czego jesteśmy przyzwyczajeni oglądając filmy Marvela.

Serio, ciężko mi się do czegokolwiek przyczepić. Kilka wpadek w tłumaczeniu i rzeczy nierealnych.
I to by było wszystko.
Stosunek nowych postaci jest bardzo dobrze wyważony. Czuć ducha komiksu, ale jest i „Marvelowski realizm”.
Co bardziej kumaci zauważą masę nawiązań. W scenach, w muzyce, kostiumografii, w postaciach.
Z pełną odpowiedzialnością polecam wam ten film w wersji z napisami.
Dubbing i 3D sobie odpuszczę.
Jak wyjdzie na DVD/BluRay, ze sporym prawdopodobieństwem, znajdzie się w mojej osobistej kolekcji.

A wy? Widzieliście już nowego Spider-Man’a? Jakie są wasze odczucia?

//Buarey

Ten wpis został opublikowany w kategorii MakroRecenzja. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.