Jest coś, czego w komiksach bardzo nie lubię. Podobnie mam z serialami, seriami książek czy niektórymi grami. Mocno drażni mnie, kiedy historia i bohaterowie wciągają mnie w swój świat i nagle wydawca każe mi czekać miesiąc na kolejny zeszyt (pewnie nie tylko ja tak mam). Nawiązuję tu oczywiście do serii Rogue & Gambit. 😉
Przyznaję się bez bicia, że ta mini-seria pochłania mnie coraz bardziej. Zachwyca mnie wiele aspektów opowiadanej historii.
Zacznę od prostej prawdy. Tajemnicza wyspa Paraiso zaskakuje. Za każdym razem, kiedy wracam w to znajome miejsce – widzę dysfunkcyjną parę, jaką jest Rogue i Gambit – czuję się jak w pętli czasu.
Jeśli jesteście na bieżąco z tymi komiksami, to rozumiecie, do czego zmierzam. Każdy zeszyt jest do siebie podobny na wielu płaszczyznach – fabuła powoli i spokojnie płynie do przodu. Odkrywamy kolejne karty z talii „relacji Remy’ego i Marie”. Poznajemy głębiej głównych bohaterów. Ich mocne i słabe strony, lęki i powody, przez które nie udaje im się zbudować trwałej i stabilnej więzi. Wraz ze zdobywaną wiedzą o tej dwójce X-menów, odkrywamy kolejne tajemnice wyspy, która ma być rajem dla mutantów z problemami osobistymi. Intrygujący zabieg scenarzystów, którzy dają nam odrobinę a jednocześnie ukrywają przed czytelnikiem tak wiele. Być w połowie opowieści i jednocześnie móc i nie móc przewidzieć wydarzeń w następnych zeszytach – ekscytujące!
Oglądając poszczególne panele zeszytu słyszałem w głowie wewnętrzny krzyk: JA CHCĘ PLAKAT Z TĄ GRAFIKĄ! Nie rozumiem fenomenu tej serii, ale ona prosi się o jak najszybsze wydanie w Polsce.
Niesamowite, jak rysunek współgra z fabułą. Bogata gama ciepłych, żywych kolorów świetnie oddaje klimat i tajemniczość tropikalnego raju. Projekty postaci to najwyższa półka, chociaż w pewnych momentach odnosiłem wrażenie za dużych uproszczeń kreski. Nie razi to jednak, a komiks jest czytelny i wyrazisty, bardzo przyjemny w odbiorze.
Aby uniknąć tendencyjności w recenzji, muszę wspomnieć o wadach serii. Nie ma przecież komiksu idealnego . Pierwsza sprawa, najważniejsza: nie ma go jeszcze w Polsce! Byłbym pierwszym klientem w najbliższym salonie prasowym, aby nabyć świeżutki egzemplarz w dniu jego premiery. Gdybym poważnie miał się doszukiwać problemów w tym cyklu, to wskazałbym na język, jakim posługują się postacie. Specyficzne odmiany języka angielskiego, skróty i wtrącenia w języku francuskim mogą sprawiać delikatne problemy w rozumieniu sensu niektórych zdań.
Trzeci epizod urywa się w momencie kulminacyjnym i pozostawia niedosyt. Na samą myśl, że przede mną kolejny miesiąc czekania, robi mi się trochę smutno. Może to już pora, aby ruszyć inne opowieści z serii Legacy? Lektura napawa mnie nadzieją i pozytywnym nastawieniem do przygód innych bohaterów.
Drodzy czytelnicy, czytaliście już ten komiks? Jesteście na bieżąco?
Bardzo ciekawią mnie Wasze odczucia względem Rogue & Gambit oraz Marvel Legacy.
Tekst napisany oraz oryginalnie opublikowany na planetamarvel.net