W dzisiejszej MakroRecenzji wracam do swojego dzieciństwa. Do czasów kiedy wszystko było prostsze i przyjemniejsze. Kiedy to po szkole wracało się jak najszybciej do domu, żeby obejrzeć DragonBall, a na pożyczonym GameBoy’u Color grało się w Pokemony. I to o Pokemonach będzie dzisiejsza recenzja.
A dokładnie, to o czteroodcinkowej mini serii pod tytułem Pokemon Origins
Prawdopodobnie większość z was wie czym są Pokemony.
Dla tych, którzy nie ogarniają tego tematu, to postaram się w miarę jasno wyjaśnić i opisać.
Pocket Monster (bo tak brzmiała ich pierwsza oficjalna nazwa po premierze na japońskim rynku), to ogólnoświatowy fenomen, który rozpoczął się w roku 1996, kiedy studio GAME FREAK wypuściło pierwsze odsłony gry RPG na konsolę Game Boy. Były to wydania RED i GREEN wypuszczone wyłącznie na rynek japoński. Dwa lata później, na rynek Amerykański i Europejski, trafiły poprawione wersje, które znamy jako Red, Blue i Yellow (ta ostatnia wydana i zmodyfikowana by zbliżyć się do zyskującego na popularności anime).
I nastąpiło wielkie BOOM.
Może innym razem rozpiszę się na temat fenomenu Pokemonów.
Tym razem skupię się na tej mini-serii.
Cztery odcinki, po dwadzieścia dwie minuty każdy, zostały po raz pierwszy wyemitowane 2 października 2003 roku na kanale TV Tokyo. Dziesięć dni przed premierą gier Pokemon X i Pokemon Y.
Historia skupia się wokół Red’a i jego przygody by uzupełnić pokedex i złapać wszystkie 150 Pokemonów.
I tak mógłbym podsumować ogólny zarys fabuły.
Ale to w drobnych detalach kryje się cały urok tej animacji.
Autorzy zrobili całkiem wierną adaptację gier. Osoba taka jak ja, która grała w oryginalne gry (a potem w ich poprawione edycje na konsolach nowszych generacji) będzie się czuła wniebowzięta. Wszystkimi smaczkami. To tak jakbym oglądał ślicznie animowany przebieg mojej własnej gry.
Wszystkie błędy. Odkrywanie które typy pokemonów są lepsze przeciwko innym typom, a które gorsze.
Wygrywanie walk, zdobywanie odznak. Czy jazda rowerkiem 😉
Jako że jest to adaptacja, nie obyło się bez pewnych zmian w fabule i dziur logicznych.
Zmiany w fabule i dodanie kilku elementów, które nie pojawiły się w oryginalnych grach były całkiem ok i przysłużyły się historii.
Ale jest jeden problem, którego nie przeboleje. Charizard Red’a (absolutny mega kozak w tym mini-serialu). chodzi dokładnie o to, co dzieje się w ostatnim odcinku. Jeśli obejrzycie lub już widzieliście, to będziecie wiedzieć o czym teraz mówię.
Czy ktoś oprócz mnie łapie o co chodzi z „Water Bowser”? 😀
Samo wykonanie jest świetne. Ładna kreska, płynna animacja. Muzyka zaczerpnięta z gier. Oczywiście poprawiona pod standardy współczesne.
Jedyny problem jaki mam z tą produkcją jest taki, że jest krótka. Chciałbym zobaczyć bardziej szczegółowe przygody Red’a, który jest o niebo lepszym trenerem niż Ash. A przynajmniej w kwestii osiągnięć. Bo jak wszyscy dobrze wiemy, Ash nigdy nie wygrał żadnych zawodów ligowych (tych powiązanych z grami). Fakt, miał bardziej przyjacielskie kontakty ze swoimi podopiecznymi, ale Red też się tego w końcu nauczył.
Szczerze? To chciałbym zobaczyć Jego dalsze przygody, jak podróżuje przez inne regiony.
Albo twórcy mogliby zrobić w tym stylu inne mini-serie bazujące na pozostałych grach.
To byłoby coś.
Podsumowując. Dla Pokemoniarzy pozycja obowiązkowa. Dla pozostałych widzów, pozycja warta uwagi.
Bo jest inna niż anime, które możemy obejrzeć w TV.
Nie jest to dzieło pozbawione wad, ale ilość zalet powoduje iż można na te drobiazgi przymknąć oko.
Finalny werdykt to 4 Wypadkowe Uśmiechy na 5, bo za krótki 😉
A jaka jest wasza opinia na ten temat?
Graliście w gry? Widzieliście tę mini serię?
Chcielibyście więcej?
A ja teraz wracam do grania w HeartGold’a na DS’ie 😉