MakroRecenzja– Avengers: Infinity War (Wojna Bez Granic) – 2018

Dziesięć lat zajęło nam dotarcie do tej wiekopomnej chwili. Jesteśmy w punkcie kulminacyjnym MCU, jakim jest walka o Kamienie Nieskończoności z Thanosem. Ciężko uwierzyć, że tyle czasu upłynęło od pierwszego filmu z Tonym Starkiem. Kto by pomyślał, że cały kinowy wszechświat bazujący na komiksach Marvela odniesie ogromny sukces i doprowadzi do sytuacji, w której komiksy oraz ich bohaterowie są rozpoznawani.

Najnowsza część Avengers nie wzbudzała we mnie wielkich emocji. Nie poszedłem do kina pełen ekscytacji i oczekiwań. Może to dlatego, że mamy aktualnie przesyt materiału z zakresu superhero. Z każdej możliwej strony jesteśmy aktualnie zalewani kolorowymi postaciami w trykotach. Zasiadłem na sali w neutralnym nastawieniu, a z sali wyszedłem w szoku i pod ogromnym wrażeniem. Dwie godziny i czterdzieści minut wgniatania w fotel historią i efektami audiowizualnymi.

Bracia Russo oraz cała ekipa wymieniona w trwających kilka dobrych minut napisach końcowych wykonała tytaniczną robotę. Scenarzyści napisali opowieść pełną emocji i nieustannej akcji. Przeniesienie scenopisu do ruchomego obrazu wyszło duetowi reżyserskiemu fenomenalnie. Czuć, że jest to węzeł zamykający pewien etap Marvelowskiej kinematografii. Zmiany klimatu i stylu w sekwencjach filmowych są delikatne, ale doskonale widoczne. Inaczej prowadzona jest narracja i efekty wizualne, gdy na ekranie pojawiają się Strażnicy, praca kamery i tempo zmienia się, kiedy w grze pojawia się Kapitan Ameryka. Przykładów można by mnożyć, ale zbliżyłbym się do zakazanej strefy, w której musiałbym zdradzać szczegóły fabuły. Cały obraz naładowany jest przeróżnymi emocjami, przez co jest poważniejszy od poprzednich premier z Wszechświata Marvela, mimo to nadal jest tutaj humor, który trafia dokładnie w punkt i jest perfekcyjnie wyważony.

Na szczególną uwagę zasługuje Thanos, który jest najlepszym złoczyńcą w MCU. Moim zdaniem przebija bardzo dobrego Killmongera z Czarnej Pantery. Przedstawienie, poprowadzenie i rozwój postaci Szalonego Tytana w ciągu stu sześćdziesięciu minut budzi we mnie podziw dla twórców. Jest to postać wiarygodna, skierowana na cel, a Jego motywacja spójna i logiczna. Na swój przedziwny sposób – docierała do mnie i wzbudza zrozumienie. Kreacja złoczyńcy nie byłaby możliwa, gdyby nie Josh Brolin oraz ekipa od efektów specjalnych. Thanos jak żywy! Ironiczne, ale dokładnie takiego villaina potrzebowały filmy Marvel Studios.

Dobre kino – a takim jest Wojna Bez Granic – to nie tylko fabuła. To także część audiowizualna, która tutaj osiąga bardzo wysoki poziom. Wiele elementów, które ewidentnie zostały wytworzone przy pomocy komputerów, wydaje się być prawdziwa. Zbroja Tony’ego (ewidentnie inspirowana pancerzem Bleeding Edge), potwory i wrogowie, Wakanda czy sama planeta Tytan. Nie jest idealnie, bo w kilku przypadkach zauważyłem sztuczność, ale nie zmniejszyło to przyjemności z odbioru. Obraz podkreślała muzyka, która powodowała, że miałem ciarki. Rozważam nabycie ścieżki dźwiękowej z tego filmu!

Polska lokalizacja filmu jest dobra. Seans, w którym uczestniczyłem odbywał się w 2D i z napisami we wrocławskim OH KINO. Słowa mówione w języku angielskim w miarę pokrywały się z napisami. W kilku miejscach bym coś zmienił, ale to tylko moje osobiste odczucia. Żarty się fajnie udały i były odrobinę przystosowane do naszych realiów.

Avengers: Infinity War to bardzo dobrze spędzone prawie trzy godziny. Między postaciami jest chemia, akcja płynie i nie ma dłużyzn. Film trzyma w napięciu prawie cały czas, a sceny odpowiedzialne za rozładowywanie natężenia emocji mają znaczenie i nie powodują zgrzytów. Osobiście polecam – proponuję jednak przygotować się na obraz poważniejszy i pozbawiający złudzeń.

Oglądaliście już Wojnę Bez Granic? Jakie są wasze odczucia? Czy ktoś chciałby się podzielić przemyśleniami na temat wersji z dubbingiem?

Ten wpis został opublikowany w kategorii MakroRecenzja i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.