ŚwidKon XI: Wyprawa (Świdnik) 16 – 18.03.2018 – Relacja

Weekend między 16 a 18 marca 2018 roku będzie bardzo trudny do zapomnienia. Był cholernie zimny, a ja pojechałem na Lubelszczyznę w białych trampkach oraz dlatego, że na terenie II LO im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w Świdniku odbyła się jedenasta edycja lokalnego konwentu poświęconemu ogólnie pojętej fantastyce, komiksom, grom planszowym i innym geekowym zainteresowaniom.

ŚWIDKON XI: WYPRAWA był ciekawym doświadczeniem. Niepozbawionym problemów i wad, ale w ogólnym rozliczeniu przyjemnym. Świdkon nie jest imprezą pokroju FALKONU czy MFKiG w Łodzi. To stara, dobra szkoła konwentowa, w której czuć pewien klimat. Poczułem się jak na łódzkim Kapitularzu kilka lat wstecz. Drzwi konwentowe otworzyły się w piątek o 17:00 zaczynając serię prelekcji, konkursów i zajęć warsztatowych. Koniec nastąpił w niedzielę w okolicach godziny 13:00.

Bardzo mocno przypadło mi do gustu to, że stanowisko akredytacyjne było zaraz przy wejściu do szkoły. Sprawnie i szybko opłaciliśmy wejściówkę, która była ważna na wszystkie dni i kosztowała (o zgrozo! 😉 ) aż 15 zł. Podpisane imionami plakietki pozwalały nam poruszać się po całym obiekcie i korzystać z wszystkich atrakcji, jakie były (i nie były) rozpisane na mistycznym zwoju zwanym „Programem Imprezy”.

Boli mnie trochę, bo nie lubię pisać źle o czymkolwiek. Nie wszystko na Świdkonie było cud, miód i malina w moim odczuciu. Uważam, że całość wypadła bardzo dobrze, ale pojawiło się kilka drobnych wpadek, o których muszę wspomnieć, żeby organizatorzy mogli zrobić jeszcze lepszy kawał roboty w przyszłym roku. Pierwsze, co mnie zabolało to fakt, iż nie wszystkie atrakcje były rozpisane w programie. Ominął mnie w ten sposób turniej w Mortal Kombat X.
Wszystkie najfajniejsze prelekcje były w najgorszych możliwych godzinach. Jest to opinia z perspektywy osoby, która nie była na obiekcie przez 24 godziny. Wraz z moją Towarzyszką dojeżdżaliśmy do Świdnika z Lublina, a jak to bywa w weekendy – opcje transportu bywają ograniczone, przez co prelekcja o RPG Makerze śmignęla mi sprzed nosa. Tak samo pokaz japońskich reklam.

FotoArt Iga jako Mulan (wersja Disney)

Kontynuując wątek prelekcji – byłem na trzech, z czego udanych było półtorej.
Prelekcja Karola o programie Critical Role była najlepsza mimo sporej dawki improwizacji. Prelegent wiedział, o czym mówi, bo jest wielkim miłośnikiem tematu. Pasję w głosie było słychać. Była to prelekcja wycelowana w konkretny „target”: od fana dla fanów. Osoba zielona (np. Ja) mogła się dowiedzieć kilku ciekawostek od prowadzącego, jak i od zebranej w sali widowni.

Druga prelekcja prowadzona przez Stefana, która zwabiła mnie tytułem „Prezentacja sezonu zimowego anime” byłaby udana, gdyby nie zwodniczy tytuł. Samo prowadzenie było całkiem OK. Mówca znał temat, starał się angażować zebranych. Trochę się powtarzał i niektóre nazwy własne wypowiadał źle. Rozbawił mnie ten klasyczny już błąd wymawiania tytułu anime Yu-Gi-Oh!, gdzie środkowy człon wymawiany jest jako „DŻI”. Byłaby to dużo lepsza prelekcja, gdyby jej nazwa była bardziej precyzyjna, np. „Prezentacja najciekawszych propozycji anime sezonu zimowego”.
Faktem jest, że co najmniej jedno anime mnie zaciekawiło i będę musiał się z nim zapoznać. Chodzi za mną Violet Evergarden (może jeszcze zobaczę Darling in The Franxxx – bo wielkie roboty 😛 ). Ostatnim wykładem, który mnie zaciekawił z nazwy był ten o serii Initial D. Przykro mi to pisać, ale zawiodłem się na całej linii i uważam ten czas zmarnowany. Prelegent był nieprzygotowany merytorycznie. Odnosiłem wrażenie, że publika często wiedziała więcej od Niego. Puszczenie kilku filmików z Youtube i pokazanie kilku obrazków z google’a nie czynią prelekcji. Po tym doświadczeniu aż chce się wyrazić sugestię do organizatorów, żeby prowadzili jakąś weryfikację i selekcję tego, co będą prezentować ludzie na ich imprezie.

Reshi Cosplay/Gaming etc. jako Kyubey i Madoka Puella Magi (Madoka Magica)

Nie jest to hejt. Wiem, jak trudno poprowadzić prelekcję, żeby była ciekawa i angażująca. Miałem przyjemność prowadzić prelekcje na wspomnianym Kapitularzu. I mimo problemów organizacyjnych udało mi się wybrnąć z sytuacji wiedzą i zdolnością do improwizacji.

Może to moja upierdliwość i czepialstwo, ale zabrakło mi mapki i porządnych oznaczeń sal z prelekcjami, konsolami do gier etc. Trochę się gubiłem w tej szkole.

Wylałem z siebie gorzkie żale to teraz przejdę do tego co było super. GAMES ROOM zasługuje na pochwałę i owację na stojąco. Ogromny wybór gier planszowych oraz znająca się na temacie i pomocna kadra to ogromna zaleta tego konwentu. Dzięki uprzejmości jednego z organizatorów, mieliśmy okazję poznać bardzo fajną grę karcianą o tytule Najemnicy. Zabrał nas do pierwszego wolnego stołu oraz wprowadził w arkana wiedzy tajemnej, jakim są zasady tej gry. Dzięki urodzajowi zawartości wypożyczalnii, mogliśmy przetestować jeszcze Zombiaki od wydawnictwa Portal, oraz inną wersję wspomnianych Najemników. Aby móc wypożyczyć grę (lub kilka naraz) wystarczyło dać w zastaw dokument tożsamości. Dla samego GAMES ROOMu warto było wyłożyć te 15 zł na wejściówkę na ten konwent. Dziękuję Świdnickiemu Klubowi Fantastyki za zorganizowanie i zapełnienie GAMES ROOMu wspaniałymi propozycjami.

Ostatniego dnia Świdkonu odbył się turniej w Star Realms, w którym wraz z Towarzyszką wzięliśmy udział. Szkoda, że przepadła mi wtedy wiedzówka z Marvel Cinematic Universe, ale było warto, bo JESTEM ZWYCIĘZCĄ!!! Ahhh, moja skromność 😛 Był to jeden z dłuższych i trudniejszych turniejów w mojej karierze. Nie spodziewałem się tego, że wystartuje i dotrwa do końca ponad 10 osób. Zaznaczmy, że akcja zaczęła się w niedzielę o 10:00 a skończyła prawie o 15:00. Każdy przeciwnik był trudny na swój sposób. Młody Remigiusz, który miażdżył wszystkich Blobami (fartem wygrałem, bo udało mi się jednym punktem Go pokonać); Fiko, który grał dynamicznie i zbalansowanym doborem kart oraz Kuba – mój przeciwnik z finału – opierający swoją strategię na defensywnej grze Federacją Handlową. Finał był męczący, ale trzymający w napięciu. Gdyby nie pechowy dociąg kart u Kuby i mój szczęśliwy traf z kombinowanym atakiem Blobami, to skończyłbym ze srebrem. Do tej pory jestem w szoku, że udało mi się wygrać turniej mając same zwycięstwa. W tym miejscu chciałbym pogratulować i podziękować Dawidowi za wyśmienitą robotę jaką wykonał przyorganizacji i prowadzeniu tego turnieju. Zastosowane zasady z turniejów w Magic: The Gathering sprawdziły się znakomicie. Graliśmy 4 rundy, gdzie jedna rozgrywka była do dwóch wygranych. Dawało to ogromne poczucie sprawiedliwości. Nagrody dla dwóch pierwszych miejsc ufundowało Games Factory. Do zgarnięcia była Tawerna Hex oraz Pocket Imperium. Moja zacna Towarzyszka, będąca jedyną kobietą w turnieju, zgarnęła świdkonowy kubeczek. W moje łapki wpadła natomiast Tawerna Hex.
Na koniec tego akapitu chciałbym serdecznie podziękować wszystkim uczestnikom turnieju za to, że są genialną, przyjazną społecznością zjednoczoną wokół Star Realms. Nie znam innej gry, w której gracz podpowiada graczowi w trakcie turnieju. Są to korzystne podpowiedzi! Mam nadzieję, że spotkamy się na jeszcze nie jednym turnieju!

Każda impreza tego typu ma swoje wady i zalety. Starałem się być możliwie jak najbardziej obiektywny. Nie mogłem być na wszystkich atrakcjach (ominął mnie konkurs cosplay i nie mam zbyt wielu zdjęć z osobami w fantastycznych strojach), nie udało się zbierać świdcoinów (magiczna wewnętrzna waluta, którą można było wymienić na atrakcyjne nagrody w sklepiku konwentowym), nie było okazji, by skorzystać ze wszystkich atrakcji.

Część z nich była trudno dostępna i niezrozumiała dla mnie – mówię o bitewniakach, na których się nie znam. Figurki i to, jak były malowane robiły ogromne wrażenie. Niektóre prelekcje, turnieje, konkursy były tak ułożone w programie, że krzyżowały się między sobą i trzeba było wybierać. Oprócz sklepiku konwentowego były także dwa stoiska, na których można było nabyć gadżety w bardzo klasyczny sposób, czyli za polskie złotówki.

ŚWIDKON XI: Wyprawa w moim odczuciu jest imprezą z potencjałem. Wpisuję sobie na listę imprez w przyszłym roku. Cena akredytacji jest niewielka, więc wstyd było żebrać o wejściówkę dla mediów. Nie traktujcie mojej relacji jako prawdy objawionej. Są to wnioski i spostrzeżenia wyciągnięte na bazie małego wycinka całości. Organizatorom życzę, by w przyszłym roku mieli siłę na zorganizowanie takiej imprezy oraz dziękuję za to, że mogłem w niej uczestniczyć.
W ogólnym rozliczeniu jestem zadowolony i polecam wizytę na konwencie w Świdniku. Legenda głosi, że niedługo Świdnik wchłonie Lublin, więc będzie coraz bliżej 😉

Buarey

–Errata–

Przyznaję się do błędu i nieświadomego wprowadzenia was błąď.

Po konsultacji z organizatorami ŚwidKonu wyszły dwa kwiatki. Pierwszym jest to, że mapka była i to całkiem czytelna. To ja jestem śleptok jakiś 😉 Sprawdziłem i przyznaję, że informator miał mapkę.

Druga sprawa – sala z konsolami była organizowana przez zewnętrzną ekipę, dlatego nieudało im się dograć do końca tematu turniejów. Zdarza się i wierzę, że w przyszłym roku będzie lepiej 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wypadkowa na Gigancie i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 Responses to ŚwidKon XI: Wyprawa (Świdnik) 16 – 18.03.2018 – Relacja

Skomentuj Buarey Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.