Zaczęły się wakacje. Słoneczko świeci. Mrzeżyńska plaża wciąż jest 😉
A ludzie to idioci.
Wesoły początek, nieprawdaż?
Co ważniejsze, mógłbym nawet długi esej na ten temat napisać.
„Dlaczego uważam, że ludzie to idioci?”
Z dużą ilością przykładów z życia wziętych.
Ale żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony, musiałbym być też samokrytyczny względem siebie. I opisać własne idiotyczne zachowania.
Żeby pokazać, że też jestem człowiekiem. Ale to może temat na inny wywód?
Jakby ktoś był zainteresowany takim tesktem, to zapraszam do pozostawienia komentarza.
Pisząc ten tekst zastanawiam się nad jedną zajebiście ważną rzeczą. CZy nie nadeszła pora by wymienić tę jebaną klawiaturę, bo mnie ręce bolą. Staram się zachowac jakąś wyprostowaną postawę i tym podobne pierdoły, no ale dłonie i nadgarstki nakurwiają coraz bardziej.
Może spróbuję jakiejś silkonówki?
I trudne do zabrudzenia. Malutki skok klawiszy. Więc całkiem superancka sprawa.
Do zastanowienia się i zainwestowania.
Wracając do tematu ludzi na krótki moment. LUdzie to wkurwiający idioci. Jak coś chcą, to się pojawiają. Jak są potrzebni, to nie można się niektórych typów doprosić.
Albo cały czas mają ten sam problem i zatruwają życie ciągłym mędzeniem.
Zakochane laski, srające po gaciach, że kolo je zostawi, są wyjątkowo wkurwiające.
Bo ile razy można wysłuchiwać tego samego, uspokajać i mówić, że będzie dobrze?
Prócz tego, zaczyna mnie męczyć ta funkcja „uniwersalnego przyjaciela” i „zjawisko kupidyna”.
„Uniwersalny przyjaciel” to taki typ człowieka, o dużej ilości cierpliwości. Potrafiący dostosowac się do potrzeb innych i znaleźc dla nich czas. Gość do którego każdy się zwraca o pomoc i wie, że te pomoc otrzyma. Bez konieczności dawania czegokolwiek od siebie.
Taki altruistyczny typ troche.
„Zjawisko kupidyna” polega na tym, że facet spotyka sie z panną. W celach mniej lub bardziej romantyczno związkowych. Panna jest na nie w kwestii „coś wiecej” bo „Nie dawno chłopak mnie rzucił i ja nie chce żadnych nowych związków” (ruchać bez zobowiązań też się nie chce – przynajmniej nie z kolesiem, którego dopadło to „zjawisko/efekt kupidyna). Niby na początku jest fajnie. Tinderki, fejsiki, smski, kilka spotkanek i BUM… kontak się urywa. Koleś wykazuje zainteresowanie, ale dostaje ciszę. Mija kilka tygodni i „Panna co nikogo nie chciała” jest wielce zakochana i w szczęsliwym związku.
Tak, jestem tym szczęśliwcem, którego dopadly obie te przypadłości.
Ale życie i ludzie wpłyneli na mnie do tego stopnia, że bardzo mocno mam to gdzieś czy jestem w związku czy nie. Nie potrzebne mi to aktualnie.
Pewnie sobie pomyślicie „frajer, nerd, co panny nie umie wyrwać i się żali w internecie teraz”.
Kilka razy udało mi sie zbudować jakąś relację. Ale to nie ten temat.
O tym moze kiedy indziej 😉
Miłość, to choroba. Społecznie akceptowane zaburzenie obsesyjno-kompulsywne, wywołane zmianami poziomów neuroprzekaźników w mózgu.
Zimne i cyniczne? Ale jakże prawdziwe. Byle psycholog, któryt uważał na zajęciach z neurobiologi wam potwierdzi tę tezę.
I proszę was bardzo. Udowodnijcie mi, że się mylę.
I dare You All!
I double dare You All Muthafuckas!
I tym oto akcentem zakończę dzisiejszy wpis 🙂
Pozdrawiam serdecznie
I do nastęþnego razu 😀