Zacznę dzisiaj od prostego faktu. Głowa mnie boli i źle śpię.
Jak co środę, mam pustkę w głowie i nie wiem za co się zabrać.
A w prezencie jeszcze nocne zmiany w pracy.
Po miesiącu opierdalania się na montażu, nastąpił wielki powrót na maszyny. A maszyna jak to maszyna, nie ma uczuć i jak zostanie ustawiona, tak też będzie zapierdalać.
Aż strach pomyśleć co będzie dzisiaj w nocy…
A jutro rano muszę jechać i odebrać rezerwację w kinie.
Idę w końcu na „Pingwiny z Madagaskaru”. I mam nadzieję, że się nie zawiodę. Bo w trakcie tego seansu mógłbym sobie słodko odsypiać nockę. A na wzięcie urlopu teraz jest trochę za późno… Trzeba było myśleć wcześniej. Teraz trzeba być odpowiedzialnym dorosłym.
Był czas w moim życiu, gdzie bardzo lubiłem ciszę, spokój, pewien stopień samotności, możliwość odizolowania się we własnym pokoju. Teraz mnie to drażni i przeszkadza. Cisza wbija w melancholijny stan pełen przedziwnych przemyśleń. Czyżbym się zmieniał? Starzeję się? Zaczynam odczuwać potrzebę kontaktu z innymi ludźmi? Zaczynam potrzebować bliskości?
Ja? Samotnik? Z jednej strony tak, chciałbym bliskości.
Chciałbym ciepłych przytuleń i czyjejś obecności. Ale na chwilę obecną chyba nie jest to mi pisane.
Ponoć każda potwora znajdzie swojego amatora. Gorzej, jeśli ten potwór będzie stawiał czynny opór i zniechęci do siebie drugą osobę. A nawet potwory zasługują na odrobinę szczęścia i ciepła. Bo one nie są takie straszne na jakie się kreują…
Głowa jak bolała, tak boli dalej. Dochodzę powoli do prostego wniosku. Trzeba się jeszcze położyć na chwilę spać. Szczególnie, jeśli dwie najbliższe noce mają być średnio odespane.
Strasznie marudzę ostatnio. Właściwie, to marudzę chyba od zawsze. Ale jak nie pomarudzę, to nie jestem sobą.
Dobrze jest wyrzucić z siebie jak najwięcej. Chociaż są momenty i sytuacje, kiedy nie możemy tego zrobić. Nie możemy powiedzieć tego czego chcemy. Bo nawet jak to zrobimy, to nic to nie zmieni. A może nawet pogorszyć sprawę.
I jak tu być szczerym i prawdomównym w tym pochrzanionym świecie?