MakroRecenzja: Kemono Friends (2017)

Miałem dzisiaj grać w Star Wars: The Force Unleashed, a zamiast tego zrobiłem mini maraton z tym oto serialem.

Przyznaję się, że uległem. Uległem ciekawości, bo zalewany jestem przeróżnymi materiałami odnośnie tego serialu.
I wnioski końcowe będą na samym początku: nie zawiodłem się, mimo że animacja na początku odpychała.

Wracając do klasycznej struktury recenzji.
Kemono Friends to anime (japońska animacja), które opowiada losy dwójki bohaterów: Kaban i Serval.
No dobrze, trójki postaci, bo musimy wliczyć Lucky’iego aka. Boss’a.
Wszystko dzieje się na odizolowanej wyspie, która podzielona jest na strefy, które różnią się od siebie klimatem, ukształtowaniem terenu i roślinnością po to, aby odtworzyć naturalne warunki dla tytułowych „Przyjaciół”.
„Przyjaciele” to zantropomorfizowane zwierzęta. Tak, jest to serial o zwierzątkach, które wyglądają jak ludzie.
W serii mamy tylko dwie postacie ludzkie. Jedną z nich jest główna bohaterka Kaban. Druga niech pozostanie tajemnicą, by nie psuć wam przyjemności z oglądania 😉 (Ci co widzieli serial mogliby tutaj się wykłócać trochę o Kaban).
Odpowiadam na pytania teraz: tak, Serval jest „Przyjacielem” – i jak Jej imię sugeruje, uczłowieczonym serwalem sawannowym.
Boss natomiast jest robotycznym przewodnikiem wycieczek w postaci kulki z puchatym ogonem i kocimi uszami.

Kemono Friends jest dosyć specyficznym anime. Każdy odcinek to osobna, zamknięta historia. Nie znaczy to, że nie ma tutaj spójnego wątku łączącego wszystko w całość. W mojej opinii, jest to jedno ze spójniejszych anime jakie oglądałem w ostatnim czasie. Dwa ostatnie odcinki zamykają zgrabnie główne wątki i odpowiadają na większość pytań.
Na szczególną uwagę zasługują kreacje postaci. Każdy „Przyjaciel” ma swój własny charakter, który jest odzwierciedleniem natury zwierzęcia, z którego powstał. Uważny widz dostrzeże drobne smaczki, takie jak nie umiejętność korzystania ze sztućcy czy strach przed ogniem.
Ciekawym zabiegiem zastosowanym przez twórców, jest element edukacyjny. Każdy odcinek przerywany jest krótką wstawką, która pokazuje „Przyjaciela” w jego naturalnych warunkach. W trakcie tej krótkiej animacji możemy posłuchać wywiadów ze specjalistami, którzy opowiadają o najważniejszych cechach gatunku.

Patrząc na projekty graficzne postaci, elementy edukacyjne, ogólna „pastelowość” serialu, można by wnioskować, że jest to bajeczka dla małych dzieci. Ale ja jako dorosły widz, oglądając tę produkcję znalazłem przestrzeń do ogromnej ilości pytań. Na część z nich uzyskałem odpowiedź. Reszta czeka na drugi sezon albo film pełnometrażowy.

Muszę was uprzedzić. Do stylu i animacji trzeba się przyzwyczaić. Osobiście, zajęło mi to około trzech odcinków.
Animacja jest jaka jest, ponieważ jest to produkcja niskobudżetowa, nad którą pracowało raptem 10 osób.
Widać, że postacie to modele trójwymiarowe z nałożonymi teksturami. Widać pewne niedociągnięcia w tym jak postacie się poruszają. Kojarzy mi się z niskobudżetowcami z Disney XD i chamskim CGI. Ale jak przymkniemy oko na to i skupimy się na tym co ważne, to otrzymamy przyjemną historię, którą można obejrzeć w jeden dzień.

Moje doświadczenia ogólne z Kemono Friends prawie w stu procentach oddaje ten obrazek:

Celowo, z pełną świadomością (i może odpowiedzialnością) pomijam wiele elementów fabularnych, bo najlepiej samemu odkryć ten „Park Jurajski po japońsku” 😉
Osobiście polecam i czekam na kontynuację.

Uwaga! Możliwe spoilery w komentarzach (jeśli rozkręci się tutaj jakaś dyskusja 😉 )

Ten wpis został opublikowany w kategorii MakroRecenzja. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

7 Responses to MakroRecenzja: Kemono Friends (2017)

Skomentuj Ranalcus Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.